Zrobiło się gorąco. Długo w tym roku nie było lata a teraz nagle temperatury podskoczyły tak, że trudno jest wytrzymać wśród rozgrzanych murów. Na szczęście morza i plaży, blisko Rzymu nie brakuje. Wprawdzie plaże nie są tu tak piękne jak w Polsce -niestety piasek jest tu szaro-bury, plaże wąskie i brakuje wydm, ale za to pogoda murowana. Wystarczy 40 minut jeśli naturalnie nie jest to sobota czy niedziela żeby dojechać do morza. Oczywiście rzymianin przy zdrowych zmysłach nie jedzie w tych dniach nad morze. Choć tych zdrowo myślących ostatnio coraz mniej.Nie pomagają ostrzeżenia i zagrożenia, czy informacje o szkodliwości promieni w samo południe. Ciągle w modzie opalenizna i kaloryfery. Piękna część narodu prezentuje swoje wdzięki i muskuły i ostatnie trendy mody.. Oczywiście piękni jedzą modny lunch – sałatkę, pomimo, ze jedzonko nad morzem pychota. Ja starym zwyczajem zamówiłam sobie menù alla italiana : cozze, frutti di mare, bruschetta, białe wino a na deser ananasa i koniecznie kawę, o której pisałam już wcześniej przy innej okazji.